wtorek, 24 lipca 2012

Po głębszym - Getto dla palaczy

Mało grup społecznych dostaje ostatnimi czasy tak po dupie jak palacze. Zakazy palenia w restauracjach, barach, kawiarniach, szpitalach (nawet psychiatrycznych, współczuję biedakom), zwiększanie cen wyrobów tytoniowych, coraz większe alienowanie jako osób "czyniących źle". Daleko mi do stwierdzenia, że pety nie są szkodliwe dla zdrowia, ale czy wokół nas nie ma gorszych czynników niekorzystnie wpływających na na życie?

Jeśli żyjemy w dużym mieście, dajmy na to Warszawie, wchodząc do kawiarni możemy cieszyć się przestrzenią wolną od dymu tytoniowego. Ale cóż z tego, skoro przed wejściem do niej, jak i po wyjściu, idziemy wzdłuż zakorkowanych, śmierdzących, pełnych spalin ulic? Dlaczego nie krytykuje się posiadaczy samochodów za produkowanie astronomicznych ilości dwutlenku węgla, zwykłego smrodu i zużywanie ropy, która jest nieoficjalnym powodem niejednego konfliktu? O wojny o pola tytoniowe jeszcze chyba nikt nie słyszał.

Dlaczego nie krytykuje się tak bardzo producentów żywności, którzy dodają do niej konserwanty, chemikalia i modyfikują ją, zmieniając w istocie jej właściwości, smak, a przede wszystkim wpływ na zdrowie? Tu można obrzucać się błotem. Od papierosów ma się raka, wypadają zęby, śmierdzi się jak popielniczka itp. Piłeczkę jednak łatwo odbić, zwłaszcza w kierunku zakochanych w zachodzie reprezentantów pokolenia JP2. Od chipsów się tyje, są rakotwórcze, od pepsi psują się zęby, po sosie w kebabie (a mięso w nim to wiadomego jest pochodzenia?!) można śmierdzieć niemiłosiernie. Generalnie wszystko co żrecie jest szkodliwe, bo zawiera konserwanty i inne chemikalia.

Krzykacze często stosują argument, że nie chcą łożyć na leczenie naszych nowotworów, raków i innych nieprzyjemnych schorzeń. Ja nie wypominam, że zbierając wszystkie kupione przeze mnie w życiu paczki fajek została zapewne wypłacona niejedna emerytura, dokładam do edukacji czy.. właśnie służby zdrowia?!

Paląc papierosy szkodzimy sobie i ludziom w naszym otoczeniu. Jeżdżąc samochodem dokładamy cegiełkę do degradacji klimatu, niszczenia zabytków, zużycia ropy naftowej- a co za tym idzie- każdy kierowca jest pośrednim mordercą, bo w imię zużywanego przez niego surowca wywoływane są konflikty, w których giną tysiące ludzi. I szkodzi tym nie tylko bezimiennej masie pieszych, walorom turystycznym i zdrowotnym miasta, nawet nie planecie (a chuj z planetą!). Szkodzi przez to wszystko sobie i swoim najbliższym. Nie mówiąc o utracie zdolności do ruszenia dupy do sklepu znajdującego się dwie przecznice dalej i przybieraniu na wadze. A pety wyszczuplają!

Horrendalne argumenty? Oczywiście że tak. Ale takie w większości są argumenty wojujących wrogów palenia. A teraz odpalę sobie papierosa, a wy wyrywajcie sobie włosy z głowy, że musicie łożyć na moje leczenie.

środa, 18 lipca 2012

Po głębszym - New kid on the block (to beat) - Iran

Rząd Izraela oskarżył Islamską Republikę Iranu o zorganizowanie zamachu na żydowskich turystów w Bułgarii. Zasadniczym problemem jest to, że nie jest to poparte żadnymi dowodami, ani nawet poszlakami, głównym motywem wydaje się być chorobliwa nienawiść Państwa Izrael do Iranu.

Państwu Żydowskiemu przewodzi w tym momencie najbardziej prawicowo-nacjonalistyczna koalicja w historii tego państwa. Niechętna jest jakimkolwiek porozumieniom z Palestyńczykami i grozi raz za razem Iranowi. Dopóki są to puste słowa, to niby nie ma czym się martwić, jednak ewentualny atak na Syrię i Iran spowodowałby bardzo poważne konsekwencje, nie tylko w regionie, ale i na świecie.

Nie jest tajemnicą, że IRI nie jest pozytywnie nastawiona względem Izraela. Prezydent Iranu, Ahmadineżad, mówił i "zmazaniu Izraela z mapy świata". Była to jednak pusta retoryka. Irańczycy nigdy w historii nie zorganizowali żadnego zamachu na Izrael, nie sabotował, nie niszczył. Raczej odwrotnie, to Państwo Żydowskie zabijało naukowców irańskich i urządzało "przypadkowe eksplozje" w siedzibach perskich instytutów naukowych. Iran jest państwem teokratycznym i poglądy fundamentalistyczne są tam na porządku dziennym, jednak w całej historii islamskiego terroryzmu, żaden z "męczenników" (miłośników plastiku i gustownych, dosłownie rozrywających, pasów) nie pochodził z Iranu. Saudyjczycy, Egipcjanie, Cyrenajczycy, Irakijczycy- Tak. Persowie- Nigdy.

To wszystko ewidentnie wygląda na kampanię medialną przeciw Iranowi. Islamską Republikę przedstawia się jako źródło wszelkiego zła, fundamentalizmu islamskiego i prześladowania kobiet. W tym kraju jednak sytuacja jest diametralnie lepsza niż w państwie naszych "sojuszników"- Arabii Saudyjskiej. Inwazja na Iran wydaje się bliższa niż kiedykolwiek, zwłaszcza z powodu kryzysu w cieśninie Ormuz, tym niemniej Izrael doskonale zdaje sobie sprawę z potencjalnych zagrożeń- Rosja i Chiny mogłyby odpowiedzieć bardziej zdecydowanie, niż jedynie pogrożeniem palcem. Z Persów robi się dzikusów, zapominając przy tym, że jest to naród z blisko 4-tysiącletnią historią państwowości i kultury.

Nie wierzę w teorie spiskowe i sfery rządzące Iranem nie są z mojej operetki. Tym niemniej, nie widzę powodu dalszej destabilizacji świata. To szowinistyczna koalicja rządząca jest wielkim niebezpieczeństwem dla świata, nie ajatollahowie. Zresztą, Izraelowi jest bliżej niż kiedykolwiek, by z państwa wyznaniowego uczynić jawną teokrację- popularność i jawne poparcie partii premiera Netanjahu zdobywają koncepcje oparcia systemu prawnego na Talmudzie i odtworzenie Sanhedrynu jako izby wyższej parlamentu.

Ręce precz od Iranu !

wtorek, 17 lipca 2012

Po głębszym- Syria

W związku z tym że w każdej chwili możemy obudzić się w nowej rzeczywistości w Syrii, lepiej pisać o niej teraz- najwyżej te słowa będą miały, dość znikomą, ale zawsze, wartość historyczną.

W tym momencie trwają starcia w Damaszku. Rzecznik Syryjskiej Rady Narodowej stwierdził, że nie jest to właściwa bitwa o stolicę, a tylko próba dezorganizacji stołecznej armii i jednostek służb bezpieczeństwa. Ale z dużej chmury mały deszcz. Gdy w sierpniu 2011 roku w Trypolisie wojska lojalne Muammarowi Kaddafiemu kończyły tłumić wewnętrzną, jednodzielnicową rewoltę, wystarczyła niewielka zdrada- i wszystko się posypało. Podobnie, niestety, może być w Damaszku.

Głównym problemem syryjskiej opozycji jest jej fragmentaryczność. Owszem, istnieje SRN i Wolna Armia Syryjska- to jednak kropla w morzu. Istnieje cała gama organizacji dżihadystycznych, a także oddziałów względnie świeckich- nieuznających jednak zwierzchnictwa cywilnego SRN. W razie zwycięstwa powstania może być jeszcze gorzej niż w Libii- tym bardziej, że rebelianci nie zajęli żadnego liczącego się miasta.

Syria nie jest krajem stosunkowo jednolitym religijnie i etnicznie. Żyją tu sunnici, szyici, alawici ("grupa trzymająca władzę") i chrześcijanie, dzielący się na Arabów, Ormian, Kurdów czy nawet Greków. Poszczególne grupy opozycyjnie oficjalnie wzywają do nienawiści i mordowania mniejszości, więc można sobie wyobrazić, co będzie się działo, jeśli rebeliantom się uda. Straszono nas obrazkiem Kaddafiego zdobywającego Benghazi. Tu może dojść do ludobójstwa i czystek etnicznych, przy pełnej aprobacie Zachodu (słynne hasło rebeliantów- "Chrześcijanie do Libanu, alawici do trumny").

Właśnie media pełnią w tym konflikcie najgorszą funkcję. Saddama przedstawiano jako zjadacza noworodków (dziwnym trafem, ten trop nie spotkał się z aprobatą dziennikarzy śledczych w sprawie pomocnictwa matce Madzi), Kaddafiego jako gwałciciela, zaś z Assada robi się zwykłego mordercę. Szary widz TVN24 nie pomyśli, że to nielogiczne, że przywódca państwa urządza egzekucje własnym obywatelem, chcąc mieć jak najszersze poparcie i, koniec końców, pozostać przy władzy.

W dupie mam syryjską opozycję, która uważa że walką zbrojną, podkładaniem bomb i mordowaniem innowierców wywalczy demokrację. Przeraża mnie postawa Zachodu, który walczy o utworzenie nowych gniazd terroryzmu. I zniszczenie dziedzictwa historycznego na skalę światową.

Niech żyje Assad, a Clinton zawsze dziewica.

poniedziałek, 16 lipca 2012

Po głębszym - Jądro ciemności

Dosłownie parę chwil temu przeczytałem na pewnym znanym portalu wiadomość o niefortunnym wpisie Janusza Korwin-Mikkego. Faktem jest, że pan JKM nie stanowi dużego zagrożenia dla polskiego parlamentaryzmu, jednak w internecie potrafi wywołać burzę. I tu właśnie jest Madzia pogrzebana. W Polsce można praktycznie bezkarnie wylewać pomyje na osoby transseksualne, homoseksualistów, Żydów czy muzułmanów- powoduje to najczęściej nierówną młóckę (oczywiście na korzyść producentów guana). Czym innym jest jednak atak na wiarę chrześcijańską w swym najwspanialszym, watykańsko-polskim wydaniu- katolicyzm. Autorów niepochlebnych lub wręcz obraźliwych komentarzy ciąga się po sądach, każe płacić grzywny ustanawiane de facto arbitralnie przez sąd, potem zaś uzyskują stygmę ze strony miłośników podtapiania dzieci.

Tak chętnie mówimy że nie jesteśmy krajem leżącym w Europie Wschodniej, walczyliśmy o zniesienie w geografii pojęcia "Europa Środkowo-Wschodnia"; że nasze państwo należy do cywilizacji łacińskiej/Zachodu- ale czy to nie tam narodził się nowoczesny liberalizm? Egalitaryzm? Tolerancja? We Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Szwecji nie wolno bezkarnie obrzucać gównem mniejszości narodowych, religijnych czy seksualnych.Tak jak u nich, istnieją u nas gwarancje konstytucyjne ochrony przed dyskryminacją. Tylko kogo obchodzi dyskryminacja pedałów, gdy trzeba walczyć o Boga, Jego syna i Ducha Świętego (w Trójcy jedynych!*), Kościół i wszystkich naszych katabasów?

Polska to najwyraźniej dalej Ciemnogród i Katolistan. W Europie Zachodniej nie ma dyskusji na temat in vitro, badań nad komórkami macierzystymi, związkami partnerskimi. To są sprawy już dawno pozałatwiane. Tylko u nas są to realne tematy. No i Madzia.

*ojciec będący naraz synem; syn będący ojcem- schizofreniczne rozważanie idem per idem

sobota, 14 lipca 2012

Teraz Krótko - Spotkanie Wałęsa-Jaruzelski

W ciągu ostatniego 20-lecia ciężko powiedzieć o klasie w przypadku polityków. Ci, którzy ją reprezentowali albo nie żyją, albo dawno rakiem się z niej wycofali. Tym bardziej, trudno jest okazywać klasę swemu niegdysiejszemu wrogowi. W dniu wczorajszym Lech Wałęsa jednak pokazał klasę. Gigantyczną, której, jak mniemam, mało kto się po nim spodziewał. Odwiedził w domu gen. Jaruzelskiego i odwdzięczył się zaproszeniem do siebie, do Gdańska. Serdecznie obu Panów pozdrawiam, zaś z okazji niedawnych urodzin życzę Panu, Panie Generale, stu lat w jak najlepszym zdrowiu, dużo sił i przede wszystkim- spokoju.

Po głębszym - Rodeo nad Wisłą

Pojawiają się głosy, że następuje amerykanizacja polskiego systemu parlamentarnego. Nic w tym dziwnego, skoro każdy wymysł Jankesów jest najlepszym możliwym, również ichniejszy system dwupartyjny należy u nas zaszczepić. Platformiane zabawy w prawybory z 2010 roku spodobały się najwyraźniej innym ugrupowaniom reprezentantów narodu, toteż podobnie bawić się będzie zapewne SLD i PSL. Niektórzy twierdzą przy tym, że krystalizuje się wspomniana dwupartyjność, zwłaszcza po ostatnim dole Palikota- Platforma miałaby być swoistą Partią Demokratyczną, zaś PiS- Partią Republikańską.

Wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie jeden fakt- to bzdura. Amerykańska PD jest partią liberałów (na nasze- socjalliberałów), elektoratu wykształconego, świeckiego, miejskiego- czyli de facto klasy średniej. PR natomiast reprezentuje interesy amerykańskich Krezusów, a także konserwatystów, ludzi przeważnie słabo wykształconych i boleśnie religijnych. Jak można więc porównywać PO do partii Obamy? Partię niezdecydowaną, nieposiadającą spójnej linii światopoglądowej, gospodarczej, w zasadzie żadnej. W obecnej kadencji Platforma nie reprezentuje ateistów/agnostyków, ten elektorat zabrała jej bowiem jednodniówka Palikota. Minister Gowin, znany filozof i twórca autorskiej logiki gowinowskiej wyciągnął ostatnio wniosek, który zakłada, że ze słynnej Karty zapewniającej ochronę praw kobiet wynika wprowadzenie małżeństw jednopłciowych, ponadto odbywa się ono od dupy strony. Dzięki partii Tuska od bez mała 5 lat nie było poważnej dyskusji nad kwestią in vitro, tematem, który tylko w Polsce wzbudza kontrowersje.

PiS o wiele bardziej wpisuje się natomiast w konwencję amerykańskiej PR. W kwestiach światopoglądowych, bowiem gospodarczo smoleńskim patriotom bliżej do dzieł Marksa niż Smitha czy austriackiej szkoły ekonomicznej (którą reprezentuje znany Republikanin, Ron Paul). Kaczyński jest naszą polską bezdzietną i męską wersją Sary Palin, kobiety, której wszystkie problemy życiowe rozwiązuje nie kto inny, jak sam Pan Jezus. Nawet sam Prezes nie może pochwalić się takimi koneksjami.

Można więc wnioskować, że funkcjonowałaby u nas jedna partia- Partia Republikańska, wybór zaś mamy między dwoma jej skrzydłami- nieco bezideowym centrum i radykalną, wojującą Tea Party na czele z polskim Palinem. Smutne jest to, że Stany są w kwestiach światopoglądowych bardzo podobne do Polski. Gdy w Gabinecie Owalnym urzędował pewien miejscowy pijaczek z Teksasu, w kraju istniał zakaz badań nad komórkami macierzystymi. Przez 8 lat. Patrząc na aktualne tempo rozwoju nauki, jest to wręcz geologiczny okres czasu. U nas trwa debata nad karalnością metody in vitro. Ciekawostką jest fakt, że reprezentanci dwóch największych partii w Polsce, tak zachłyśnięci miłością do Przyjaciół zza Oceanu, zdają się nie pamiętać, na jakich wartościach oparta była walka o niepodległość Stanów Zjednoczonych- liberalizmu, ucieczki od reakcji, haseł Oświecenia, czyli przede wszystkim- racjonalizmu. Przez ponad 200 lat dość sporo się jednak zmieniło.

Czy nie lepiej by było, by nasi aktualni ojcowie narodu czerpali wzorce bliższe i nieco lepsze- francuskie, niemieckie, szwajcarskie.. ?

piątek, 13 lipca 2012

Po głębszym- Lej Araba

Minęło już bez mała półtora roku od początku tzw. "Arabskiej Wiosny", wydarzenia (lub może raczej- serii wydarzeń) które wywołało daleko idące reperkusje nie tylko w świecie arabskim czy muzułmańskim, ale również poza nim. Oznacza to, że najwyższy czas poważnie się zastanowić, co tak naprawdę się stało. Jednak, jak to w ciemnogrodzkich realiach bywa, sprawa przedstawiana jest w czarno-białych barwach. Z jednej strony hurraoptymistyczne media i miłośnicy Zachodu ogłaszają triumf demokracji i nowy, liberalny rozdział w krajach arabskich; z drugiej zaś- zwolennicy teorii spiskowych angażujących w AW Żydów czy masonów. Jaka jest wartość tych osądów? Żadna, bowiem żaden zero-jedynkowy osąd nie jest merytoryczny.

Dla szarego zjadacza kiełbasy z gryla i miłośnika skarpet w sandałach kraje arabskie to "arabusy", które niczym się od siebie nie różnią. Nic bardziej mylnego. Każdy kraj arabski ma własną historię, kulturę, problemy, nawet własny (często bardzo różniący się od literackiego) język. Weźmy więc pod lupę trzy najbardziej zauważalne w mediach- Egipt, Libię i Syrię.

Wiele mediów ukazywało kraj nad Nilem jako przykład prawdziwej walki o demokrację- pokojowej, drogą demonstracji, biernego oporu, obywatelskiego nieposłuszeństwa et cetera. Nawet przyjmując ten wariant i uznając splądrowanie Muzeum Kairskiego za stosunkowo pokojowe, należy skupić się nie na przyczynach, a na skutkach rewolucji z 2011 roku. Dlaczego? Ano dlatego, że w Egipcie osoba Hosniego Mubaraka jest coraz mniej ważna. Byłemu prezydentowi urządzono pokazowy proces i trzymano jak zwierzę w klatce podczas rozpraw- cóż, być może droga do demokracji i państwa prawa jest wyboista, sam naszej nie pamiętam. Faktem natomiast jest, że po obaleniu Mubaraka.. nic się nie zmieniło. Korupcja była, korupcja jest. Wojsko trzymało społeczeństwo za mordę, teraz je po wspomnianej tłucze. Do władzy doszła Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, polityczna wersja Bractwa Muzułmańskiego- jednym z haseł wyborczych było wypowiedzenie Izraelowi traktatu pokojowego. Wybory odbywały się w kilku turach- mało to transparentne, nie słyszałem o turowych wyborach w jakimkolwiek państwie, ani we Francji, ani w Szwajcarii, ani na Białorusi.

Libia to diametralnie inna wersja "drogi do demokracji"- okupiona bowiem krwawą wojną domową, dewastacją kraju, depopulacją miast i na koniec- linczem na Muammarze Kaddafim (swoją drogą- wezwanie do linczu uznawanego przywódcy państwa przez sekretarza stanu USA, panią Clinton jest przypadkiem bez precedensu). W kraju Pułkownika (do niedawna) ciężko mówić o końcu wojny domowej- ogromna część społeczeństwa (zwłaszcza ta czarnoskóra) jest prześladowana za, faktyczne lub domniemane, popieranie dawnego reżimu, walki zbrojne są na porządku dziennym (nie tylko ataki ze strony lojalistów Kaddafiego są normalką, ale także, przede wszystkim, walki między dawnymi rebeliantami), zaś wybory ciężko uznać za demokratyczne- ogromna liczba wyborców nie zagłosowała, bo siedziała w pierdlu lub właśnie była torturowana. W kraju do władzy najprawdopodobniej dojdą islamiści, i to bynajmniej nie w wersji light. Realnym zagrożeniem jest secesja wschodu kraju, Cyrenajki (a więc.. bastionu zwolenników zeszłorocznej rewolucji?!).

Za scenariuszem libijskim podąża Syria. Pomimo, że Zachód aż pali się do dalszego szerzenia demokracji, ma zadanie utrudnione- nie godzą się bowiem na bombardowanie demokracją Rosja i Chiny. Syria to jednak przypadek bardzo skomplikowany, zasługujący na specjalny artykuł. Bowiem konflikt polityczny ma szansę bardzo szybko przerodzić się w religijny.

Zastanawiając się nad tym wszystkim pozostaje pytanie- qui bono? Czemu Zachód tak bardzo zwalcza reżimy, którym daleko do demokracji, które jednak gwarantują coś tak bezcennego w czasach "Wojny z Terrorem" jak.. Pokój. Kaddafi zwalczał islamistów i był sojusznikiem państw NATO. Assad miłośnikiem Wuja Sama na pewno nie jest, ale terroryzmu międzynarodowego (co najwyżej wymierzony przeciw Izraelowi) nie popiera. Podobnie zresztą jak Iran, co media starają się uporczywie wmówić. Czemu więc Zachód niszczy nieliczne bastiony pokoju w punkcie zapalnym, jaki jest Bliski Wschód?