piątek, 13 lipca 2012

Po głębszym- Lej Araba

Minęło już bez mała półtora roku od początku tzw. "Arabskiej Wiosny", wydarzenia (lub może raczej- serii wydarzeń) które wywołało daleko idące reperkusje nie tylko w świecie arabskim czy muzułmańskim, ale również poza nim. Oznacza to, że najwyższy czas poważnie się zastanowić, co tak naprawdę się stało. Jednak, jak to w ciemnogrodzkich realiach bywa, sprawa przedstawiana jest w czarno-białych barwach. Z jednej strony hurraoptymistyczne media i miłośnicy Zachodu ogłaszają triumf demokracji i nowy, liberalny rozdział w krajach arabskich; z drugiej zaś- zwolennicy teorii spiskowych angażujących w AW Żydów czy masonów. Jaka jest wartość tych osądów? Żadna, bowiem żaden zero-jedynkowy osąd nie jest merytoryczny.

Dla szarego zjadacza kiełbasy z gryla i miłośnika skarpet w sandałach kraje arabskie to "arabusy", które niczym się od siebie nie różnią. Nic bardziej mylnego. Każdy kraj arabski ma własną historię, kulturę, problemy, nawet własny (często bardzo różniący się od literackiego) język. Weźmy więc pod lupę trzy najbardziej zauważalne w mediach- Egipt, Libię i Syrię.

Wiele mediów ukazywało kraj nad Nilem jako przykład prawdziwej walki o demokrację- pokojowej, drogą demonstracji, biernego oporu, obywatelskiego nieposłuszeństwa et cetera. Nawet przyjmując ten wariant i uznając splądrowanie Muzeum Kairskiego za stosunkowo pokojowe, należy skupić się nie na przyczynach, a na skutkach rewolucji z 2011 roku. Dlaczego? Ano dlatego, że w Egipcie osoba Hosniego Mubaraka jest coraz mniej ważna. Byłemu prezydentowi urządzono pokazowy proces i trzymano jak zwierzę w klatce podczas rozpraw- cóż, być może droga do demokracji i państwa prawa jest wyboista, sam naszej nie pamiętam. Faktem natomiast jest, że po obaleniu Mubaraka.. nic się nie zmieniło. Korupcja była, korupcja jest. Wojsko trzymało społeczeństwo za mordę, teraz je po wspomnianej tłucze. Do władzy doszła Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, polityczna wersja Bractwa Muzułmańskiego- jednym z haseł wyborczych było wypowiedzenie Izraelowi traktatu pokojowego. Wybory odbywały się w kilku turach- mało to transparentne, nie słyszałem o turowych wyborach w jakimkolwiek państwie, ani we Francji, ani w Szwajcarii, ani na Białorusi.

Libia to diametralnie inna wersja "drogi do demokracji"- okupiona bowiem krwawą wojną domową, dewastacją kraju, depopulacją miast i na koniec- linczem na Muammarze Kaddafim (swoją drogą- wezwanie do linczu uznawanego przywódcy państwa przez sekretarza stanu USA, panią Clinton jest przypadkiem bez precedensu). W kraju Pułkownika (do niedawna) ciężko mówić o końcu wojny domowej- ogromna część społeczeństwa (zwłaszcza ta czarnoskóra) jest prześladowana za, faktyczne lub domniemane, popieranie dawnego reżimu, walki zbrojne są na porządku dziennym (nie tylko ataki ze strony lojalistów Kaddafiego są normalką, ale także, przede wszystkim, walki między dawnymi rebeliantami), zaś wybory ciężko uznać za demokratyczne- ogromna liczba wyborców nie zagłosowała, bo siedziała w pierdlu lub właśnie była torturowana. W kraju do władzy najprawdopodobniej dojdą islamiści, i to bynajmniej nie w wersji light. Realnym zagrożeniem jest secesja wschodu kraju, Cyrenajki (a więc.. bastionu zwolenników zeszłorocznej rewolucji?!).

Za scenariuszem libijskim podąża Syria. Pomimo, że Zachód aż pali się do dalszego szerzenia demokracji, ma zadanie utrudnione- nie godzą się bowiem na bombardowanie demokracją Rosja i Chiny. Syria to jednak przypadek bardzo skomplikowany, zasługujący na specjalny artykuł. Bowiem konflikt polityczny ma szansę bardzo szybko przerodzić się w religijny.

Zastanawiając się nad tym wszystkim pozostaje pytanie- qui bono? Czemu Zachód tak bardzo zwalcza reżimy, którym daleko do demokracji, które jednak gwarantują coś tak bezcennego w czasach "Wojny z Terrorem" jak.. Pokój. Kaddafi zwalczał islamistów i był sojusznikiem państw NATO. Assad miłośnikiem Wuja Sama na pewno nie jest, ale terroryzmu międzynarodowego (co najwyżej wymierzony przeciw Izraelowi) nie popiera. Podobnie zresztą jak Iran, co media starają się uporczywie wmówić. Czemu więc Zachód niszczy nieliczne bastiony pokoju w punkcie zapalnym, jaki jest Bliski Wschód?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz